wyszukaj według freefind

Czym są stany szczytowe?
7 stycznia 2010


Zachód słońca
Wszyscy możemy zaobserwować, że niektórzy ludzie są bardziej szczęśliwi niż inni, osiągają łatwiej i więcej sukcesów, są zdrowsi i bez trudu znoszą niepowodzenia. Oczywiście jest wiele przyczyn takiego stanu rzeczy.

W obecnie obowiązującym w psychologii paradygmacie, funkcjonuje przekonanie, że tacy ludzie mieli lepsze dzieciństwo, doświadczyli mniej traum, powstali ze zdrowszego materiału genetycznego, mieli lepszych przyjaciół itp. W tym podejściu, sprowadza się to do dwóch czynników - geny i środowisko. Ostatnimi czasy dodaje się do tego trzeci – opiekę prenatalną.

Jednak okazuje się, że te próby wyjaśnienia faktu, dlaczego niektórym ludziom powodzi się bardziej niż innym, mają pewną wadę, która została odkryta już 20 lat temu w wyniku długoletnich badań dzieci z grupy zagrożenia, wychowywanych w niesprzyjającym środowisku. Zupełnie niespodziewanie badania te udowodniły, że mała grupa dzieci z tej grupy przeżyła dramatyczne dzieciństwo, a jednak mimo to wspaniale się rozwinęła. Nazwano je „niezniszczalnymi” dziećmi. Istnienie tego fenomenu wywołało ogromną furorę, ponieważ część ludzi wnioskowała z tych danych, że najwyraźniej środowisko wychowania nie ma znaczenia. Oczywiście argumenty te były nierozsądne, tym bardziej, że jedynie niewielka część badanych dzieci należała do tej kategorii. Był to jednak zagadkowy wynik. Można by przypuszczać, że dzieci te miały po prostu szczęście na genowej loterii, ale jeszcze bardziej zaskakujący w tym jest fakt, że, w niektórych przypadkach, część z tych „niezniszczalnych” dzieci nagle przestało takimi być, jako dorośli. Aby to wytłumaczyć konwencjonalne teorie uznały, że musi istnieć wartość progowa dla gromadzenia traum, pewnego rodzaju granica. Jest to słabe wytłumaczenie, jako że wielu z owych dorosłych w tamtym czasie wiodło całkiem dobre życie, w sprzyjających warunkach.

Zostawmy teraz na chwilę niezwykłych ludzi, których znamy lub „niezniszczalne” dzieci i przyjrzyjmy się temu, co w naszym własnym życiu może dostarczyć nam odpowiedzi. Czy kiedykolwiek doświadczyłeś chwili, gdy czułeś się zupełnie inaczej niż zwykle i naprawdę wspaniale? Kiedy wszystko wydawało się być wyjątkowe i idealne. Czas zwolnił, jakbyś był znów dzieckiem lub pojawiły się jakieś inne niezwykłe aspekty? Czyż nie byłoby wspaniale żyć w takim stanie każdego dnia? Takie momenty nazywane są „doświadczeniami szczytowymi”, a gdy trwają długo, mówi się o nich „stany szczytowe”. Co, jeśli ci niezwykli dorośli, czy te „niezniszczalne” dzieci, żyli w tego rodzaju ciągłym szczytowym doświadczeniu? Z pewnością byłoby to źródłem ich większej odporności i szczęścia niż ma większość z nas. Jeśli jednak ktoś nie doświadczył takich momentów, łatwo przeoczyć taki sposób podejścia do tego fenomenu.

Okazuje się, że niewielki procent populacji żyje niemal ciągle w stanie szczytowym. Istnieją pewne jego rodzaje, które mogą pojawiać się spontanicznie; najbardziej znany jest stan „bycia pełnym życia” (z ang. aliveness). Stan ten posiada kilka cech, z których najważniejszą dla tej dyskusji, jest poczucie, że indywidualna przeszłość nie była emocjonalnie traumatyczna. Osoby takie doświadczają teraźniejszości na bazie poczucia wewnętrznego spokoju, wyciszenia, lekkości, które nie ustają podczas doświadczania emocji. Tego rodzaju stan nie powoduje drastycznych zmian w życiu osoby, bez względu na przeszłe lub obecne warunki. Pewnego rodzaju sytuacje mogą go natomiast usunąć tak, jak to miało miejsce w przypadku „niezniszczalnych” dzieci, które utraciły tę cechę.

Przyjrzyjmy się teraz temu, co konwencjonalna psychologia ma do powiedzenia na temat doświadczania stanów szczytowych.


Rozwój teorii

W latach 60-tych zeszłego stulecia, dr Abraham Maslow, jeden z twórców psychologii humanistycznej, spopularyzował zauważony przez niego fenomen, który nazwał „doświadczeniami szczytowymi”. Były to te momenty, kiedy życie odczuwane było jak niezwykle wspaniałe doświadczenia. Niektóre z nich pojawiały się spontanicznie, w otoczeniu wyjątkowego piękna lub podczas wzmożonego wysiłku fizycznego np. podczas biegu w maratonie, albo w wyniku innych czynników, a inne, bez żadnej szczególnej przyczyny.

Psychologia humanistyczna została stworzona częściowo po to, aby badać ten fenomen. Na gruncie tego ruchu wyrosła niezliczona ilość technik, praktyk i terapii. Jednak ostatecznie wciąż nie znaleziono czynnika, który wyzwala szczytowe doświadczenia, ani uzasadnienia, dlaczego są one dostępne dla części ludzi, a dla innych nie; ani też metod szybkiego i trwałego ich uzyskiwania.

Tak naprawdę powszechnie wątpiono w ideę stałego odczuwania tego rodzaju stanów. Niepewność w tym względzie nasilała się z biegiem lat, gdy gromadzono coraz więcej danych z rozmaitych grup duchowych, religijnych, psychologicznych i szamańskich. Grupy duchowe donosiły o duchowych stanach, ale często nie zgadzały się, co do ich opisów i wartościowania. W owym czasie do kultury popularnej weszły techniki medytacyjne, eksplorujące tego rodzaju stany i wielu ludzi zaczęło mieć dostęp do doznań duchowych i innych niezwykłych doświadczeń.

W celu studiowania takich i nawet bardziej nieprawdopodobnych stanów, powstała nowa gałąź psychologii, zwana psychologią transpersonalną. W latach 70. i wczesnych 80. miał miejsce wybuch entuzjazmu dla tych badań, co zmieniło się w latach 90. Zniknął początkowy zapał dla zrozumienia i doświadczania stanów szczytowych, ponieważ badacze uznali, że doszli tak daleko, jak to możliwe w tej dziedzinie, a długo wyczekiwane wyniki nie zostały osiągnięte.

Z punktu widzenia Instytutu, przyczyną tego były fundamentalne wady na wczesnych etapach rozwoju podejścia badawczego, co uniemożliwiało jego efektywność w rozwiązywaniu podstawowych problemów. W latach 90. zostały wprowadzone zmiany w tych obszarach, co przyniosło bardzo efektywne emocjonalne i fizyczne leczenie. Wiele terapii, odkrywanych niezależnie, zaczęło być dostępnych. Dr Charles Figley z Uniwersytetu Stanowego na Florydzie (twórca terminu PTSD: Zespołu Stresu Pourazowego) w 1995 r. przeforsował wprowadzenie części z tych terapii do głównego nurtu psychologii i nazwał je „terapiami mocy”. Wciąż istnieje zamieszanie wokół tego tematu, jako że szkoleni konwencjonalnie terapeuci i psychologowie akademiccy opierają się tym nowym procesom – z prostej przyczyny - że są one „zbyt dobre, by mogły być prawdziwe”, z tradycyjnego punktu widzenia.

„Terapie mocy” spowodowały zmianę w myśleniu o tym, co jest możliwe w obszarze fizycznego i emocjonalnego leczenia, co nie udało się wcześniej humanistycznej ani transpersonalnej psychologii. Narzędzie te były nieprawdopodobnie szybkie, proste i skuteczne, więc ludzie zaczęli kwestionować kulturowe założenia, z powodu oszałamiających osobistych doświadczeń. Zmiany w oczekiwaniach zaczęły również oddziaływać na nasz Instytut, ponieważ powstała grupa terapeutów, którzy zaczęli się przyglądać naszej technice WHH, jej zastosowaniom i efektom.

Większość terapeutów posługujących się „terapiami mocy” nie poszukuje stanów szczytowych – prawdopodobnie nawet nie wierzą, że są one możliwe do osiągnięcia. Dominujący obecnie model w tej dziedzinie zakłada, że ludzie będą czuli się lepiej, im więcej ich traumatycznego materiału zostanie uzdrowione i zazwyczaj jest to prawda. Techniki często poprawiają samopoczucie na dłuższy lub krótszy czas, jednak dają efekty bardziej trwałe i stanowcze, niż by mogło wynikać z usunięcia, aktualnego podczas sesji, cierpienia czy dyskomfortu. Ponadto podczas lub po ich zastosowaniu, znaczący procent klientów doświadcza różnego rodzaju duchowych lub szamańskich stanów, o których nigdy wcześniej nie słyszeli lub, w które nie wierzyli. Jednak te wspaniałe momenty niemal zawsze po jakimś czasie mijają. Z perspektywy Instytutu uzdrawianie traumy można zobrazować wyciąganiem wideł z ludzi, którzy są w piekle – po uzdrowieniu wciąż tam jesteś, ale jest ci tam, po prostu, lepiej. Nie zrozum tego źle – praca, którą wykonują w tym paradygmacie terapeuci jest konieczna i niezbędna dla milionów ludzi. Jednak to, o co chodzi nam naprawdę, to metody, które pozwalałyby ludziom żyć permanentnie w stanie szczytowym.


Piasek na plaży
Nowe podejście

W tym miejscu chciałbym przedstawić czytelnikowi fragment mojej osobistej historii, dla lepszego zrozumienia naszego paradygmatu. Byłem jednym z tych szczęśliwych ludzi, którzy zdają się mieć generalnie dobre życie, bez względu na okropne okoliczności. Post factum zrozumiałem, że przez około ¾ tego okresu żyłem w szczytowym stanie (zwanym „
Ścieżka Piękna”), tyle, że o tym nie wiedziałem. Trudno było dostrzec różnice między mną i moimi rówieśnikami i dopiero będąc 20-latkiem jasno poczułem, że w pewien sposób byłem od nich inny. Jednak, nie wiedząc o co chodzi, wytłumaczyłem to sobie różnicami kulturowymi. Wszystko zmieniło się w wieku 29 lat, kiedy w wyniku bardzo traumatycznego okresu, moja świadomość przesunęła się z powrotem do „normalnego” stanu. Było to dla mnie jak piekło. Ludzie nie zdają sobie sprawy jak zła jest ich sytuacja, ponieważ nie mają z czym jej porównać, oprócz może chwilowych przebłysków.

To był mój początek podróży powrotnej do tego, co utraciłem. Było kilka rzeczy, które mi to ułatwiały. Przede wszystkim wiedziałem, na czym dokładnie polegały różnice i potrafiłem je jasno nazwać. Po drugie, byłem przekonany o tym, że jest to trwały stan, jako że sam żyłem w nim przez 29 lat. Po trzecie, wiedziałem, że pracowanie nad swoją moralnością lub używanie duchowych technik, czy terapii nie było kluczem do tego stanu, ponieważ miałem go od kołyski. Poza tym nie byłem wcale idealnie grzecznym, duchowym dzieckiem i mimo to żyłem w tym stanie.

Jednak najbardziej zagadkowy był dla mnie fakt, że duchowi nauczyciele, których w tym czasie odwiedziłem, nie mieli pojęcia o czym mówię. Fanatycznie oddawałem się duchowym praktykom, które jednak nie dawały mi upragnionego stanu. Przez ten okres, poprzez praktykowanie wielu technik, miałem mnóstwo różnych szczytowych, duchowych i szamańskich doświadczeń, co mnie jeszcze bardziej zaskakiwało. Były one bowiem wspaniałe, ale nie były tym, czego szukałem i nie mogłem zrozumieć, co tak naprawdę, dzieje się w mojej psyche.

Byłem wówczas cenionym inżynierem elektroniki, konsultantem i wykładowcą uniwersyteckim, zatem przywykłem do odkrywania i analizowania modeli leżących u podstaw funkcjonowania wszelkich mechanizmów i ich zależności. Uczyłem się wirtualnie każdego modelu, wierzenia, czy praktyki, z jakimi się spotykałem. Jednak żadne z nich nie było tym, które pozwoliłoby mi poczuć, że podążam właściwą drogą – wszystkie moje osobiste doświadczenia były z nimi sprzeczne.

W tym czasie poważnie zachorowałem i moje życie było bardzo poważnie zagrożone. Skłoniło mnie to do uczenia się technik psychicznego i emocjonalnego leczenia. Omal nie umarłem, jednak ostatecznie uzdrowił mnie mój przyjaciel używając zmodyfikowanej wersji Oddychania Holotropowego™. Okazało się, że przyczyną mojej choroby była ogromna rozpacz, której doznałem mając 29 lat oraz nieświadomie stwierdzenie, że nigdy w życiu nie osiągnę tego, czego pragnę i że nie ma sensu kontynuować dalej życia. To doświadczenie uświadomiło mi znaczenie i wartość leczenia emocji, dlatego postanowiłem uzdrowić wszystkie aspekty mojej psychiki.

Aby tego dokonać opracowałem technikę Whole-Hearted Healing™, jako że nie była wówczas dostępna żadna inna efektywna, szybka i przynosząca trwałe efekty metoda, o której bym wiedział. Kiedy wyeliminowałem cały traumatyczny materiał, w końcu zdałem sobie sprawę z troistej natury ludzkiego mózgu. Następnie odkryłem, że w latach 60. ubiegłego wieku biolog mózgu dr Paul MacLean doszedł do tych samych wniosków. Jednak to przełomowe dla zrozumienia biologicznych podstaw naszej psychiki odkrycie nie zaistniało w głównym nurcie psychologii i do dziś pozostaje ogólnie nieznane.

Upraszczając, nasz mózg jest podzielony na trzy części, które u większości osób funkcjonują niezależnie. Co prawda mają one swoje naukowe nazwy, jednak wszyscy znamy je jako ciało, serce i umysł. Istnieje jeszcze czwarty mózg, nie znany powszechnie. Dzięki tej wiedzy zdałem sobie sprawę, że wiele (choć nie wszystkie) stanów szczytowych ma miejsce wtedy, gdy wszystkie mózgi są jednym zjednoczonym organizmem oraz, że stan, który wcześniej mi towarzyszył, istniał dzięki względnie zgodnemej egzystencji moich mózgów.

Mimo, że teraz wiem, co było niezbędne do odzyskania szczytowego stanu „Ścieżki Piękna”, wciąż nie wiedziałem jak to zrobić. Na dodatek moim rozumowaniu było wiele niedoskonałości i luk związanych z innymi duchowymi doświadczeniami. Doszedłem w końcu do wniosku, że jeśli wyleczę wszystkie swoje traumy, uda mi się ostatecznie odkryć, co powoduje, że moje mózgi funkcjonują oddzielnie. Przyznaję, że to niezbyt eleganckie podejście, ale byłem zupełnie zbity z tropu. Pomagali mi wówczas niezwykle odważni ochotnicy, służący mi w toku prac jako obiekty badań – bez ich pomocy, nie udałoby mi się niczego dokonać.

W końcu natknęliśmy się na zasadniczy problem, a sześć miesięcy później znaleźliśmy jego rozwiązanie. Doprowadziło to mnie do konkluzji, że wszystko, czego doświadczyłem, o czym przeczytałem, niezwykle łatwo układało się w prosty „model wydarzeń rozwojowych”. Był to jeden z najwspanialszych okresów w moim życiu. Ostatecznie zrozumiałem, co powodowało wszystkie te i inne stany i doświadczenia oraz jak postępować, aby je skutecznie odzyskiwać, a także że mój cel odzyskania „Ścieżki Piękna” był znacznie bliżej niż przedtem. Praca zbudowana na tym fundamentalnym przełomie, zaowocowała wieloma odkryciami na polu uzdrawiania, duchowości i dostarczyła odpowiedzi na wiele podstawowych pytań, jakie zadają sobie ludzie.




...lub odwiedź nasze

Forum



Historia zmian
1.0 – 7 stycznia 2010: Wersja pierwsza na tej stronie.